W pierwszych dwóch
symfoniach Ludwig Haydna naśladował,
do rygorów Manheimu
jeszcze się stosował,
(starał się).
Trzecia symfonia jest dziełem przełomu
w heroiczne tony
uderzył bez pardonu.
Wstępnie ją
Napoleonowi dedykował
lecz gdy ten
cesarzem się ogłosił, szybko zrezygnował,
choć podarł,
zmiął, wyrzucił stronę tytułową
na szczęście
pozostała dalsza część utworu.
W drugiej części
świadek rewolucji horroru
– marsz żałobny.
Choć wolny, jednak się nie dłuży:
to pierwsza część
symfonii wciąż słuchaczy nuży
rozbudowaną formą
sonatową. Zwłaszcza
przetworzenie
wiedeńskiej zwięzłości uwłacza.
W czwartej części
zabłysnął formą wariacyjną.
W piątej symfonii
ujawnił biegłość kompozycyjną;
zespolił formę
poprzez jedność tematyczną,
wplótł we
wszystkich części warstwę symboliczną
„motyw losu”.
Przeznaczenie puka cztery razy.
W drugiej części
liryczne snują się obrazy.
W trzeciej dla
zasady zbuntować się trzeba:
pisze scherzo i
trio, menueta nie da.
W czwartej budzą
się niektórzy instrumentaliści:
piccolo,
kontrafagot, zacni puzoniści
Może ich na ćwierć
etatu zatrudniają…
Niektórzy w
„Pastoralnej” rolę otrzymają,
chociaż skromną,
to jednak: piccolo, puzony
grają, kontrafagot
podobno do dziś obrażony.
Beethoven zamyślił
się: trochę mu umyka,
że zdrowie nie
pozwala posłuchać strumyka.
Wśród pogodnych
uczuć nawet śpiewać próbuje,
grupa wesołych
wieśniaków z niego żartuje.
W VII symfonii
sumiennie działał rytmicznie;
synkopy, motywy
powtarzał, podkreślał części metryczne
bardziej niż
zwykle, kontrasty umieszczał dynamiczne,
aż tu nagle forte
fortissimo
rzucił z rozmachem
Bachusa, furioso,
Wagner nazwał
symfonię tańca apoteozą.
Później musiał
odpocząć nasz Becio od dzieł genialnych
ciężkich,
dramatycznych, za to niepowtarzalnych
napisał „swoją
małą symfonię w F-dur”,
jak wspominał
żartobliwe, w 4 miesiące skończone
dziełko, co bez
echa przeszło. Lecz chwały moment
nastąpił: po tym
poście od tempa wolnego
i większych
udziwnień formalnych, poszedł na całego:
do symfonii IX
wykonawców zebrać
to jak gołymi
rękoma wieżowiec rozebrać
w pierwszej części
udało się zdrowe zmysły zachować,
po długiej codzie,
niestety, umysł zaczął chorować.
Przed częścią
wolną scherzo umieścił
– nic to. W
czwartej chór się pomieścił,
kantata, poezja
Schillera, trójkąt, talerze,
bęben wielki,
wszystko się przyda? Nie wierzę.
Dobrze, że choć
krowie dzwony zostawił w spokoju
żeby już
doszczętnie nie popsuć nastrojów
publiczności. Sam
Beethoven miał trudność, by określić
jakiego gatunku są
w czwartej części treści,
więc zdecydował
się na wariacje kantaty niemieckiej
z domieszką sonaty
(śladowe ilości muzyki tureckiej),
a także większą
wersję fantazji chóralnej.
Gdyby komponował
choć trochę normalniej,
miałby wygody za
życia: bogactwo, uznanie,
nie z
ekscentrycznego głuchego podkpiwanie.
Lecz on jak z gliny
lepić gusta ludzkie wolał,
niż być lepionym –
o wolność wołał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz