poniedziałek, 18 września 2017

Wstegeszczu poleca: książki/seriale

Kiedyś byłam typowym molem książkowym - pochłaniałam około trzech książek tygodniowo, a bardziej niż jakość, liczyła się ilość. Starałam się dbać o to, żeby nigdy nie brakowało mi czegoś do czytania i dzięki temu utrzymać poziom literackiego zaspokojenia.
Teraz mogę nazwać się raczej poszukiwaczem książek; coraz rzadziej znajduję zadowalającą lekturę, żyję w ciągłej frustracji (najczęściej pod tytułem ''nie ma już dobrych rzeczy na tym świecie'', ''najwyraźniej nie lubię już książek", "na zawsze straciłam swoją pasję"), frustracji poprzetykanej przebłyskami satysfakcji. Dlatego właśnie, kiedy już znajdę coś dobrego, lubię polecić to znajomym. Przed wami serial i trzy powieści, które mi się ostatnio spodobały. Ale zacznijmy od końca:
Kot alchemika Waltera Moersa to, jak określił autor, "baśń kulinarna z Camonii", mamy więc coś na kształt high fantasy, wymyślony, niezależny od naszego świat, a w nim miejsce akcji - Sledwayę, miasto zamieszkane prawie wyłącznie przez chorych. Książka opowiada o wygłodniałym, żyjącym na ulicy krocie imieniem Echo (kocie różniącym się od innych umiejętnością mówienia oraz posiadaniem dwóch wątrób), który otrzymuje od alchemika Eissipina następującą ofertę: miejski przeraźnik Eissipin będzie dostarczał krotu jedzenie i rozmaitych rozrywek, ale po miesiącu zabije go i wygotuje z niego niezwykle cenny tłuszcz. Czytając, obserwujemy upływający czas i swego rodzaju pojedynek pomiędzy Echem a alchemikiem. Do zalet książki należy bujna wyobraźnia autora, bogaty język, rozbudowane opisy potraw, a także klimatyczne ilustracje autorstwa samego Moersa. Niestety niektóre zwroty akcji są wymuszone, a samo zakończenie nie przypadło mi do gustu. Mimo to było to dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie.
Mort to czwarta część słynnej serii o Świecie Dysku i pierwsza z cyklu o Śmierci, (jeżeli jeszcze Terry'ego Pratchetta nie czytaliście, możecie zacząć właśnie od niej). Powieść opowiada o terminatorze Śmierci, którego zadaniem jest wysyłać dusze w zaświaty. Z początkowymi przypadkami poradził sobie nieźle, ale nie dał rady ukrócić życia pięknej księżniczki, przez co równowaga i przeznaczenie ulegają zachwianiu. Uwielbiam absurdalne poczucie humoru Pratchetta i uważam, że jeżeli ktoś chciałby zrobić wyciąg najlepszych cytatów, musiałby przepisać książkę od początku do końca. Wielkim plusem tej części jest Śmierć, który pojawia się naprawdę bardzo często.
Następnie polecam Sokoła Maltańskiego Dashiella Hammeta - klasyk czarnego kryminału, o którym dowiedziałam się dzięki Wikipedii (jeżeli też kiedyś znalazłeś dobrą książkę dzięki tej zacnej encyklopedii, napisz w komentarzu). W biurze detektywistycznym Archera Milesa i Samuela Spade'a pojawia się niejaka panna Wonderly, która zleca odnalezienie swojej siostry. Dalej opisywać nie będę, bo akcja od razu gwałtownie przyspiesza; już po pierwszych stronach nic nie jest takie, jakim się wydawało. Jeżeli wcześniej miałam do czynienia z kryminałami, były to powieści detektywistyczne, w których bohater rozwiązywał sprawę dzięki logice i dedukcji. W świecie czarnego kryminału każdy, łącznie z detektywem ma coś na sumieniu,  a dobro i zło w czystej postaci w zasadzie nie istnieją. Sokół maltański to kwintesencja sensacji; w każdym rozdziale ktoś dostaje w twarz, składa propozycję nie do odrzucenia, trafia do aresztu, umiera,  lub przynajmniej zostaje uwiedziony przez zabójczo piękną femme fatale. Jeżeli dodamy do tego jeszcze cynicznego, twardego Spade'a, otrzymamy książkę (prawie?) idealną, od której nie można się oderwać.
Dreszczyk emocji (i nie tylko to) można także przeżyć oglądając Fargo (nie widziałam jeszcze pozostałych dwóch sezonów, ale pierwszy jest tak dobry, że MUSIAŁAM o nim napisać). Jest to historia o serii morderstw w USA w stanie Minnesota. Psychopatyczne osobowości, groza i małomiasteczkowy klimat, wszystko umieszczone w zimowej scenerii. Mnóstwo intrygujących postaci, takich jak Lester Nygaard (Martin Freeman) - agent ubezpieczeniowy, tchórz i nieudacznik, która ma dość bycia poniżanym przez innych, Lorne Malvo - manipulant, morderca i uosobienie zła, Molly Solverson, której kibicowałam - policjantka z niezachwianym kręgosłupem moralnym i wielu innych. W tej krótkiej historii przypowieści i wątki metafizyczne przeplatają się ze śmiesznostkami codziennego życia.
To już wszystko na dzisiaj, jeżeli doczytałeś do końca, powiedz co myślisz o tym poście. Może znasz którąś z książek lub serial? (jeśli tak, podziel się wrażeniami)



niedziela, 10 września 2017

"Cztery" Rozdział 6

Dochodziło południe, ale w cieniu drzew panował chłód. Szły żwawym krokiem nie odzywając się do siebie. Nidalei się obraziła, Magnolia nie wiedziała, co powiedzieć, Kora śpiewała dalej o kotletach mielonych, a Ori-Ann podrzucała swój nóż do góry. Las się przerzedził, szły po płaskim terenie. Mijały mrowiska, dziuple i gniazda, co chwilę jakaś gałązka pękała pod ich stopami. Słychać było szum płynącej wody. Jednak mimo tego, że przeżywały przygodę bez nauczycieli, lekcji i obowiązków, za to z magicznymi mocami i pięknymi widokami, mimo tych wspaniałości po kilku godzinach jednostajnego marszu przestały mieć ochotę na cokolwiek.

– Dokąd idziemy? – zapytała Magnolia.

– Nie wiem – Ori-Ann przystanęła na chwilę.

– Jak to: nie wiesz – Kora uniosła rękę w oburzeniu. – Myślałam, że nas prowadzisz.

– Żeby was prowadzić musiałabym zrozumieć ten głupi wierszyk – Ori-Ann schowała nóż. – No dalej, wytłumacz mi.

– Dajcie mi się zastanowić – rudowłosa przyłożyła rękę do skroni. – ,,Dwie znajdziesz w przeciwnych.” ,, Dwie znajdziesz w przeciwnych.” Co to może znaczyć? Dwie, oczywiście chodzi o płyty. Przeciwne to przeciwieństwa. To znaczyłoby, że jedna płyta jest na lądzie, a druga w wodzie. Ale to i tak niczego nie wyjaśnia! Nie mam pojęcia, gdzie to jest.

– Idziemy dalej – Ori-Ann poszła dalej.

– To dobry pomysł – stwierdziła Kora. – Zatrzymajmy się wtedy, kiedy coś wymyślimy. Albo na obiad.

Nidalei powiedziała, że nie mają szans odnaleźć małej płyty, chodząc po lesie i oczekując, że na nią wpadną, ale z braku pomysłu ruszyła za Ori-Ann, Magnolią i Korą.

Las wciąż się przerzedzał, aż w końcu znalazły się na pasie gołej ziemi. Było dziwnie ciepło, a z każdym krokiem żar wzmagał się i wzmagał.

– Zostało nam jeszcze trochę wody? – zapytała Nidalei. – Chyba zaczynam się gotować – dodała ze zbolałą miną.

W odpowiedzi Magnolia rozczapierzyła ręce i z każdego palca trysnęła świeża woda, szybko jednak wyparowała. Chwilę później zauważyły strome zbocze i wąwóz. Podeszły blisko krawędzi i spostrzegły niezwykłą rzecz: w dole płynęły dwie rzeki, jedna pełna wody, druga pełna lawy.

– To niemożliwe – Kora wytrzeszczyła oczy. – To znaczy, czytałam już o takich zjawiskach…

– To jest niesamowite – wyszeptała Ori-Ann, ale zaraz potem dodała rzeczowo. – Musimy przedostać się na drugą stronę. O, tam tam coś widzę. Może nam się przydadzą.

Czarodziejka ognia miała na myśli dwie kolumny stojące po jednej w każdej rzece, sięgające szczytu urwiska. Dziewczyny poszły tam i zaczęły myśleć. Kora utworzyła most z gałęzi, które niestety spopieliły się. Wtedy z rąk czarodziejki wody zaczęły się sypać bryły lodu, Nidalei siłą wiatru utrzymywała je w powietrzu. Nic już nie przeszkadzało Korze utworzyć mostu z gałęzi.

Nie miały teraz wiele czasu. Ori-Ann zaoferowała, że przejdzie pierwsza. Ostrożnie stawiała stopy na gałęziach, wiedząc, że jeśli spadnie, zginie. Kiedy patrzyła w dół, czuła się, jakby stała na dachu wieżowca. Gorzej, bo dach jest przynajmniej stabilny. Co prawda Kora przysięgała, że użyła najtrwalszego materiału z wierzbitki malinej, choć pewnie tylko po to, żeby nie iść najpierw. Tchórz. One wszystkie były tchórzami. Oby tylko nie spadła... Udało się. Dotarła do pierwszej kolumny. Sprawdzając, czy wytrzyma ciężar ciała, stanęła na niej. Obok swoich stóp zobaczyła niebieską ćwiartkę płyty.

,,Dwie znajdziesz w przeciwnych”.

A więc o to chodziło. Kątem oka dostrzegła czerwoną plamkę na drugiej kolumnie. Woda w ogniu, ogień w wodzie. Tylko dlaczego Goldrea nie atakuje? Ori-Ann przedostała się na drugą stronę, zabierając trzeci kawałek kamiennej płyty. Tymczasem Magnolia ostatkiem sił wytworzyła bryły lodu. Kora przeszła druga, Magnolia trzecia. Nidalei wzbiła się w powietrze i przeleciała nad mostem.