piątek, 4 sierpnia 2017

"Cztery" Rozdział 4

Wszystkie były w szoku. Myślały, że Korze się nie uda, że listy i magia okażą się bujdą i wrócą do szkoły. Były jednocześnie dumne z tego, że Lotosowy świat ich potrzebował, zaciekawione tym, co je spotka i przestraszone spoczywającą na nich odpowiedzialnością. Teraz starały się nie myśleć za wiele. Choć emocje kotłowały się w nich, skupiały się na płycie, która wzmacniała ich pewność siebie. Przypominała im, że pierwszy krok mają już za sobą.

Swoją drogą, było co oglądać. Płyta wyglądała jak ćwierć płaskiego talerza. Z daleka wydawała się zielona, ale jeśliby przypatrzeć się bliżej, tło miała czarne, a ciemnozielone były tylko cienkie jak włosy wijące się linie. Wyglądała przepięknie.

– Dobrze, już dość się napatrzyłyśmy. Wedle słów koleżanki powinnyśmy teraz odczytać kolejną wiadomość. Mam rację, Koro? – powiedziała Nidalei.

Kora nie odpowiedziała.

– Co jej jest?

– Kiedy się cieszy, lubi śpiewać o kotletach mielonych – odpowiedziała Magnolia.

Nidalei uniosła brwi, po czym ostentacyjnie włożyła płytę do torby Kory i wyjęła księgę.

– ,,Dwie znajdziesz w przeciwnych” – złapała się za głowę. – Świetnie. Po prostu świetnie. Magnolia, zapytaj Or, czy ma coś na wypadek, gdyby Goldrea raczyła dołączyć do listy moich problemów.

W tej chwili zza krzaków wyskoczył wilk. Kora przestała śpiewać, Nidalei zamarła, a Magnolia usiadła na ziemi.

– Spokojnie – rudowłosa cofnęła się o krok. – Nie ruszajcie się.

Wiedziona instynktem Ori-Ann wyjęła nóż z pochwy. Sama przygotowała się do obrony; szepnęła też Magnolii, żeby wstała, ale ta ani drgnęła.

Wilk tymczasem szczerzył kły i patrzył się na nie. Sierść zjeżył na grzbiecie i cały czas dygotał jakby miał zaraz wybuchnąć. Chwilę później przybiegł też drugi wilk i następny, i następny. Nie było wątpliwości, co zamierzają zrobić.

– Kora, utwórz mur – wrzasnęła Ori-Ann.

Po chwili czarodziejki zostały otoczone kamiennym pierścieniem.

– Dobrze. Na razie jesteśmy bezpieczne, ale jeśli chcemy iść dalej musimy je przegonić – wdrapała się na mur i cisnęła płomieniem.

Nie zobaczyła jednak rany na ciele wilka. W ogóle go nie zobaczyła. Rozejrzała się kilkukrotnie. Co się mogło stać? Kiedy kolejny wilk zniknął, uderzony jej płomieniem, przyjęła to za dobrą monetę. Widocznie Las rządził się własnymi prawami. Poćwiczyła rzucanie nożami i w mgnieniu oka na polanie nie został żaden wilk.

Kora wzięła głęboki wdech i usunęła zbudowaną przez siebie tarczę.

– Ja nie mogę... Pokonałyśmy je!

– Nie nastawiaj się – odpowiedziała Ori-Ann, zbierając noże. – Pewnie będzie już tylko gorzej. A gdzie tamte dwie?

– Siedzą na uboczu – westchnęła Kora. – Chyba będę musiała podać Magnolii szarotkę refluum. Przeżyła silny szok.

Tymczasem Nidalei próbowała uspokoić koleżankę, ale że sama była roztrzęsiona, nie udało się. Wiatr ucichł, a zza chmur wyszło słońce, które przygrzewało coraz mocniej i znów posmarowała swą bladą skórę filtrem przeciwsłonecznym.

Przyszła Kora i posypując Magnolię sproszkowaną szarotką refluum powiedziała, że czas na podsumowanie sytuacji.

2 komentarze:

  1. *ochrzania wilki* Jak wy śmiecie! Jak wam nie wstyd! Tak szargać dobre imię swoje i moje! *grozi im palcem*
    Dotarłam i tutaj ^^ Pod poprzednim rozdziałem nie wiedziałam co powiedzieć. Wciąż piszesz nieco chaotycznie ale poza tym robi się ciekawie. Postaram się dopilnować, by wilki nikogo już nie dręczyły ^^ *o wy złe, niedobre wilki, do budy!*
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń