środa, 28 lutego 2018

"Cztery" Rozdział 11

Rozdział 11.

Przeszukała sypialnię. Zajrzała do większości pomieszczeń, zapytała lisouszki. Nie, to nie był żart. Ori-Ann naprawdę gdzieś zniknęła. Zrezygnowana Kora usiadła na łóżku. Gdzie ta dziewczyna się podziewa? Lubiła niezależność, ale żeby tak wyjść bez słowa?

Czarodziejka ziemi nie wiedziała, co robić. Ostatnio miała wrażenie, że traci grunt pod nogami. Coraz mniej wędrowały. Nidalei była ciągle zmęczona, Or wymykała się z grupy. Ostatnio wróciła po dwóch godzinach! Berta (przynajmniej po części) miała rację. Powinny jak najszybciej wracać do szkoły, w przeciwnym wypadku może dojść do tragedii. Właśnie dlatego należy doprowadzić sprawę do końca. Uratować Lotosowy Świat i mieć to z głowy.

Kim jest Goldrea? Czy w ogóle istnieje? Kto włożył listy pomiędzy karty książki? Czy istnieją jeszcze jacyś czarodzieje? Co stanie się, kiedy znajdzie się ostatnia ćwiartka płyty?

Te i inne pytania cisnęły się do głowy Korze, a ona nie potrafiła odpowiedzieć na żadne z nich. Wyjęła ze swej skórzanej torby księgę i otworzyła ją. Przypomniała sobie, jak zobaczyła ją po raz pierwszy na najwyższej półce w szkolnej bibliotece. Pamiętała, jak otworzyła ją, przewertowała dokładnie (strony były puste) i znalazła kartkę ze wskazówkami. Uznała wtedy, że znajdzie pozostałe czarodziejki podczas festynu i przekaże wiadomość. Z księgi wyleciała biała karteczka. Kora załapała ją w locie i spojrzała na napisane starannie czarnym atramentem.

,,Czwarta płyta jest dużo bliżej niż myślisz.”

Nie wiedziała, jak zareagować. Jeszcze kilka dni temu cieszyłaby się, ale po rozmowie z lisouszką ogarnęły ją wątpliwości. Była tylko jedna osoba, z którą mogła o tym pomówić: Ori-Ann. Kora postanowiła ją znaleźć.

Cichutko wymknęła się z sypialni. Szła długim korytarzem w stronę wyjścia. W niektórych pokojach paliło się światło, dlatego za każdym razem kiedy przechodziła obok drzwi przeszywał ją dreszcz. Co by było, gdyby lisouszka ją odnalazła? Wydawała się przyjazną osobą, ale…

W ciemności wszystko wydawało się straszne. Niewyraźne kształty tuż nad jej głową, lampa kołysząca się w kuchni i cisza, przez którą słyszała tylko swój oddech i kroki. Przeszła po krótkich schodach, otworzyła drzwi. Wyszła na zewnątrz. Księżyc świecił jasno, zobaczyła obłoki pary unoszące się z jej ust.

,,Przymrozki? W czerwcu?” – mruknęła, starając się zachować resztki zdrowego rozsądku.

Przeszła się w jedną i w drugą stronę. Nie chciała iść dalej, bała się, że zabłądzi. Skoro wyszła na dwór, musiała znaleźć Ori-Ann. Gdyby się teraz poddała, jej ryzyko poszłoby na marne. Poza tym nawet uczennicy SAiO może grozić niebezpieczeństwo. Musiała zatem rozejrzeć się po okolicy, a nie chciała oddalać się od domu Berty. Spojrzała na drzewo, to samo, pod którym znalazły drzwi do nory. Niewiele myśląc, zaczęła się na nie wspinać. Przy świetle słońca poszłoby jej lepiej, mimo to weszła na szczyt. Spojrzała w niebo i poczuła, jak daleko jest od domu i Akademii.

Nagle spostrzegła smugę dymu unoszącą się nad drzewami. Od razu skojarzyła jej się z Ori-Ann, dlatego zeszła z drzewa i poszła w tym kierunku. Robiło się coraz zimniej, w dodatku miała wrażenie, że z tej nieprzeniknionej ciemności zaraz coś wyskoczy. Mimo strachu doszła do miejsca, z którego widziała ognisko. Od tego miejsca czołgała się między krzewami, przy okazji brudząc całe ciało błotem i przylepiającymi się do niego liśćmi. Kiedy zbliżyła się jeszcze bardziej, zobaczyła Ori-Ann.

Dziewczyna stała w środku ogniska. Języki ognia lizały jej skórę jak kartkę papieru, ona sama zaś drgała niczym powietrze nad ogniem. Było coś nieludzkiego w tej postaci, która stała w płomieniach, która błędnymi oczyma wpatrywała się w dal.

Kora wycofała się najciszej jak potrafiła, a kiedy była już pewna, że Ori-Ann jej nie widzi, puściła się biegiem do nory lisouszki. Wpadła do sypialni i zaczęła wertować wszystkie listy jakie znalazła w księdze, od samego początku aż do teraz.

,,Jak mogłam tego nie zauważyć” – pomyślała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz