niedziela, 10 września 2017

"Cztery" Rozdział 6

Dochodziło południe, ale w cieniu drzew panował chłód. Szły żwawym krokiem nie odzywając się do siebie. Nidalei się obraziła, Magnolia nie wiedziała, co powiedzieć, Kora śpiewała dalej o kotletach mielonych, a Ori-Ann podrzucała swój nóż do góry. Las się przerzedził, szły po płaskim terenie. Mijały mrowiska, dziuple i gniazda, co chwilę jakaś gałązka pękała pod ich stopami. Słychać było szum płynącej wody. Jednak mimo tego, że przeżywały przygodę bez nauczycieli, lekcji i obowiązków, za to z magicznymi mocami i pięknymi widokami, mimo tych wspaniałości po kilku godzinach jednostajnego marszu przestały mieć ochotę na cokolwiek.

– Dokąd idziemy? – zapytała Magnolia.

– Nie wiem – Ori-Ann przystanęła na chwilę.

– Jak to: nie wiesz – Kora uniosła rękę w oburzeniu. – Myślałam, że nas prowadzisz.

– Żeby was prowadzić musiałabym zrozumieć ten głupi wierszyk – Ori-Ann schowała nóż. – No dalej, wytłumacz mi.

– Dajcie mi się zastanowić – rudowłosa przyłożyła rękę do skroni. – ,,Dwie znajdziesz w przeciwnych.” ,, Dwie znajdziesz w przeciwnych.” Co to może znaczyć? Dwie, oczywiście chodzi o płyty. Przeciwne to przeciwieństwa. To znaczyłoby, że jedna płyta jest na lądzie, a druga w wodzie. Ale to i tak niczego nie wyjaśnia! Nie mam pojęcia, gdzie to jest.

– Idziemy dalej – Ori-Ann poszła dalej.

– To dobry pomysł – stwierdziła Kora. – Zatrzymajmy się wtedy, kiedy coś wymyślimy. Albo na obiad.

Nidalei powiedziała, że nie mają szans odnaleźć małej płyty, chodząc po lesie i oczekując, że na nią wpadną, ale z braku pomysłu ruszyła za Ori-Ann, Magnolią i Korą.

Las wciąż się przerzedzał, aż w końcu znalazły się na pasie gołej ziemi. Było dziwnie ciepło, a z każdym krokiem żar wzmagał się i wzmagał.

– Zostało nam jeszcze trochę wody? – zapytała Nidalei. – Chyba zaczynam się gotować – dodała ze zbolałą miną.

W odpowiedzi Magnolia rozczapierzyła ręce i z każdego palca trysnęła świeża woda, szybko jednak wyparowała. Chwilę później zauważyły strome zbocze i wąwóz. Podeszły blisko krawędzi i spostrzegły niezwykłą rzecz: w dole płynęły dwie rzeki, jedna pełna wody, druga pełna lawy.

– To niemożliwe – Kora wytrzeszczyła oczy. – To znaczy, czytałam już o takich zjawiskach…

– To jest niesamowite – wyszeptała Ori-Ann, ale zaraz potem dodała rzeczowo. – Musimy przedostać się na drugą stronę. O, tam tam coś widzę. Może nam się przydadzą.

Czarodziejka ognia miała na myśli dwie kolumny stojące po jednej w każdej rzece, sięgające szczytu urwiska. Dziewczyny poszły tam i zaczęły myśleć. Kora utworzyła most z gałęzi, które niestety spopieliły się. Wtedy z rąk czarodziejki wody zaczęły się sypać bryły lodu, Nidalei siłą wiatru utrzymywała je w powietrzu. Nic już nie przeszkadzało Korze utworzyć mostu z gałęzi.

Nie miały teraz wiele czasu. Ori-Ann zaoferowała, że przejdzie pierwsza. Ostrożnie stawiała stopy na gałęziach, wiedząc, że jeśli spadnie, zginie. Kiedy patrzyła w dół, czuła się, jakby stała na dachu wieżowca. Gorzej, bo dach jest przynajmniej stabilny. Co prawda Kora przysięgała, że użyła najtrwalszego materiału z wierzbitki malinej, choć pewnie tylko po to, żeby nie iść najpierw. Tchórz. One wszystkie były tchórzami. Oby tylko nie spadła... Udało się. Dotarła do pierwszej kolumny. Sprawdzając, czy wytrzyma ciężar ciała, stanęła na niej. Obok swoich stóp zobaczyła niebieską ćwiartkę płyty.

,,Dwie znajdziesz w przeciwnych”.

A więc o to chodziło. Kątem oka dostrzegła czerwoną plamkę na drugiej kolumnie. Woda w ogniu, ogień w wodzie. Tylko dlaczego Goldrea nie atakuje? Ori-Ann przedostała się na drugą stronę, zabierając trzeci kawałek kamiennej płyty. Tymczasem Magnolia ostatkiem sił wytworzyła bryły lodu. Kora przeszła druga, Magnolia trzecia. Nidalei wzbiła się w powietrze i przeleciała nad mostem.

2 komentarze:

  1. Hej, wpadłam tutaj czystym przypadkiem. Dlaczego? Bo ten cholerny adres mnie bardzo zaintrygował. Możesz mi powiedzieć, co on oznacza? :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mój mały sekret, interpretację pozostawiam czytelnikom ;)

      Usuń